Przez trzy lata włosomaniactwa miałam okazję zetknąć się w kilkoma sposobami olejowania włosów. Na swoim blogu nigdy nie poruszałam tematu olejowania, bo i po co skoro w blogosferze na ten temat zostało napisane już chyba dosłownie wszystko. Z olejowaniem włosów przy pomocy miski spotkałam się najpóźniej i również przetestowałam je jako ostatnie. O ile się nie mylę po raz pierwszy obszernie napisała o niej Natalia z bloga BlondHairCare i chwała jej za to, ponieważ nie będę ukrywać, że jest to moja ulubiona metoda olejowania, a moje włosy wręcz ją ubóstwiają. Zacznijmy jednak od początku...
Wraz z początkiem włosomanii, kiedy moje włosy były wysokoporowate i suche, olejowałam je wyłącznie na mokro. Zawsze uprzednio na umytych i wilgotnych włosach. Świetnie się to u mnie sprawdzało, ale zajmowało zdecydowanie zbyt dużo czasu. Po wszystkim ponownie trzeba było umyć głowę, a ja nigdy nie miałam zwyczaju myć jej codziennie (poza tym właśnie małym wyjątkiem). Było to dla mnie męczące i nie lubiłam tego robić. Później wpadłam na pomysł, żeby zamiast myć włosy, czy płukać je pod wodą, po prostu obficie je spryskać za pomocą buteleczki z atomizerem. To metoda nakładania oleju na mgiełkę. Zanim jednak zdołałam nałożyć na nie olej, włosy najczęściej potrafiły wyschnąć, więc mijało się zupełnie z celem. I tak oto się rozleniwiłam i przerzuciłam się na olejowanie na sucho. Na początku byłam bardzo zadowolona. Tak nakładany olej przede wszystkim odżywia włosy i nabłyszcza, ale niestety nie nawilża tak mocno jak w przypadku stosowania go na mokro. Tą metodą posługiwałam się zdecydowanie najdłużej. Z perspektywy czasu wiem, że nie jest aż tak dobra dla moich włosów, jak jej poprzedniczka. Kiedy nakładałam olej na mokre włosy te najczęściej były mięsiste, sypkie, elastyczne, nawilżone, pełniejsze, zdyscyplinowane, nie puszyły się, błyszczały - słowem zdrowe i piękne!
Kiedy dowiedziałam się o sposobie olejowania z miską od razu postanowiłam ją przetestować... i już tak przy niej zostałam. ;)
Takie olejowanie jest dziecinnie łatwe i szybkie, bez zbędnego mycia włosów wcześniej (choć pewnie byłoby to mile widziane) i babrania dłoni w oleju oraz szarpania się z jego wtarciem w mokre włosy. Olej rozkłada się na włosach sam i robi to niesamowicie równomiernie, więc nie trzeba się obawiać, że gdzieś nie trafi.
Wlewamy do miski dość ciepłą wodę, ponieważ to ona otworzy łuski włosów, a następnie dodajemy dowolny, nasz ulubiony olej. Wydaje mi się, że przy tej metodzie najlepiej spiszą się dość ciężkie oleje, np. rycynowy albo oliwa z oliwek. Ja najczęściej sięgam po mix olejów Baby Dream fur Mama, bo jest tani jak barszcz, jest go dość sporo i działa świetnie. Wadą tej metody jest na pewno większe zużycie oleju.
Nie trzeba wypełniać wodą miski aż po same brzegi, ja najczęściej wypełniam tylko jej 1/4. Olej odmierzam za pomocą łyżki - przeważnie są to dwie łyżki. Olej jak pewnie każda z Was wie nie rozpuszcza się w wodzie, a pływa po wierzchu tworząc wielkie oczka, jak w przypadku rosołu. Teraz już tylko pozostaje nam zanurzyć włosy w miksturze lub je spłukać. I to wszystko! Włosy odciskamy i delikatnie za pomocą jakiegoś starego ręcznika lub ręcznika papierowego je wycieramy. Gotowe. Takie olejowanie możemy wykonać zarówno 1h przed myciem włosów, jak i na na całą noc.
Ja jestem zadowolona, bo to sposób dużo szybszy, nawet od olejowania na sucho! I moje włosy są zadowolone, bo są nawilżone i zaczynają znowu przyzwoicie wyglądać.
A Jak wy najczęściej olejkujecie włosy? Która metoda sprawdza się u Was najlepiej? Co sądzicie o metodzie z miską? :)
Ja jestem zadowolona, bo to sposób dużo szybszy, nawet od olejowania na sucho! I moje włosy są zadowolone, bo są nawilżone i zaczynają znowu przyzwoicie wyglądać.
A Jak wy najczęściej olejkujecie włosy? Która metoda sprawdza się u Was najlepiej? Co sądzicie o metodzie z miską? :)
Lubię tą metodę :)
OdpowiedzUsuń