Dzisiaj post, który mam nadzieję spodoba się bardzo wielu z Was. Od dawna marzyłam o termolokach i wzdychałam do nich za każdym razem oglądając efekty ich działania. Fale i loki po nich są po prostu przepiękne! Niestety... termoloki najczęściej prezentowane, czyli marki Babyliss i Remington, są dla mnie póki co nie do osiągnięcia jak szczyt Mount Everest. Powód? Prosty - cena! W najlepszym wypadku uda nam się kupić termoloki za co najmniej 200 zł. Nawet na gwiazdkę czy Mikołaja nikt najbliższy nie obdarowałby mnie takim kosztownym prezentem. ;) Aż tu pewnego dnia moja koleżanka oświadczyła, że ma termoloki kupione w Tesco za które zapłaciłam tylko 50 zł i nie używa ich wcale. Zapytałam grzecznie, czy nie byłaby skłonna mi je pożyczyć? ;) No i stało się..., wylądowały u mnie! ;) Zapraszam Was na post! :)
Produkt znajduje się w pudełku do którego jest dołączona gwarancja i instrukcja obsługi. Elementy z których się składa produkt to wałki małe, średnie i duże po 8 sztuk każda wielkość, pokrywa, wskaźnik temperatury, schowek na metalowe wsuwki, wskaźnik zasilania. Brakuje mi ewentualnie jeszcze takich plastikowych większych i lepiej trzymających wałki klipsów. To musimy sobie, jeżeli potrzebujemy, kupić we własnym zakresie ( ja na pewno to zrobię). Oryginały wiem, że zawsze je posiadają.
Wałki są umieszczone na kółkach/bolcach podgrzewających. Każde kółko jest oznaczone litrą S, M, L odpowiadającym wałkom małym, średnim i dużym.
Urządzenie podłącza się do zasilania na około 15-20 minut. W oryginalnych produktach ten czas nagrzania jest dużo krótszy i trwa 5 minut. Na środku jednego z dużych wałków znajduje się czarny punkt (w instrukcji czytam o czerwonym hmmm). Zmiana jego koloru na zielony oznacza, że wałki są gotowe do użycia. Ten sygnalizujący punkcik mówiąc szczerze wygląda trochę śmiesznie i tandetnie, ale w sumie działa. Nagrzewamy termoloki pod zamkniętą pokrywą, wtedy dużo szybciej się nagrzewają. Zdarzyło mi się robić to z otwartą klapą i potem się dziwiłam dlaczego wałki są takie zimne. Również podczas nakładania warto od czasu do czasu pokrywę zamknąć, bo bardzo szybko ich temperatura spada. Oczywiście urządzenie powinno być cały czas włączone, aby wałki pozostawały cały czas gorące trakcie stylizacji.
Przewód zasilający jest niewystarczająco długi (strzelam, że ma z półmetra), więc lepiej wcześniej zaplanować i przygotować sobie miejsce w którym będziemy robić fryzurę. Już raz latałam z jednego końca pokoju do drugiego.
Jak widać na zdjęciach wałki mają różowy kolor i są wykonane (hmm...) z twardego i grubego plastiku ( chyba???, w sumie plastik powinien się raczej topić, a tak się nie dzieje). W ich środku znajduje się metalowy pręt (ceramiczny), który ulega silnemu nagrzaniu. Moim zdaniem wyglądają trochę badziewnie i mało profesjonalnie. Na początku bałam się, że totalnie spalą mi moje włosy albo co gorsza nastąpi w trakcie ich pracy zwarcie. Na szczęście, nie trzeba się tego wszystkiego obawiać. ;)
Urządzenie podłącza się do zasilania na około 15-20 minut. W oryginalnych produktach ten czas nagrzania jest dużo krótszy i trwa 5 minut. Na środku jednego z dużych wałków znajduje się czarny punkt (w instrukcji czytam o czerwonym hmmm). Zmiana jego koloru na zielony oznacza, że wałki są gotowe do użycia. Ten sygnalizujący punkcik mówiąc szczerze wygląda trochę śmiesznie i tandetnie, ale w sumie działa. Nagrzewamy termoloki pod zamkniętą pokrywą, wtedy dużo szybciej się nagrzewają. Zdarzyło mi się robić to z otwartą klapą i potem się dziwiłam dlaczego wałki są takie zimne. Również podczas nakładania warto od czasu do czasu pokrywę zamknąć, bo bardzo szybko ich temperatura spada. Oczywiście urządzenie powinno być cały czas włączone, aby wałki pozostawały cały czas gorące trakcie stylizacji.
Przewód zasilający jest niewystarczająco długi (strzelam, że ma z półmetra), więc lepiej wcześniej zaplanować i przygotować sobie miejsce w którym będziemy robić fryzurę. Już raz latałam z jednego końca pokoju do drugiego.
Jak widać na zdjęciach wałki mają różowy kolor i są wykonane (hmm...) z twardego i grubego plastiku ( chyba???, w sumie plastik powinien się raczej topić, a tak się nie dzieje). W ich środku znajduje się metalowy pręt (ceramiczny), który ulega silnemu nagrzaniu. Moim zdaniem wyglądają trochę badziewnie i mało profesjonalnie. Na początku bałam się, że totalnie spalą mi moje włosy albo co gorsza nastąpi w trakcie ich pracy zwarcie. Na szczęście, nie trzeba się tego wszystkiego obawiać. ;)
Na początku chciałam jeszcze napomknąć, że mam dwie lewe ręce jeżeli chodzi o upinanie fryzur i w ogóle ich wykonywanie, więc obawiałam się z wałkami pójdzie mi koszmarnie. Oczywiście się nie myliłam i moje pierwsze podejście i nawijanie wałków trwało (hmm) półgodziny! :D Za drugim razem poszło mi o wiele lepiej, a we chwili obecnej nakręcam je dosłownie w 5 minutek!! Zajęło mi najwięcej czasu rozkminienie jak używać wsuwek metalowych, aby dobrze podtrzymywały wałek.
Termoloki możemy trzymać na głowie w zasadzie ile tylko sobie zażyczymy. Ja najczęściej ściągam je po około 30 minutach, wtedy wałki są już chłodniejsze. Najbardziej przypadły mi do gustu te najmniejsze wałeczki. Skręt po nich jest dużo mocniejszy i trwalszy, nie opada tak szybko jak w przypadku, gdy kręcimy na dużych wałkach.
Ściągam te termoloki i co widzę? Burzę mocno pokręconych loków!! Wygląda to po prostu bajecznie!! <3 <3 Co tu dużo mówić, efekt jest świetny!! Weźcie poprawkę na to, że moje włosy są bardzo plastyczne. Najbardziej podoba mi się to, że z każdym nowym kręceniem włosy wyglądają inaczej, przez co mam wrażenie, że kręcenie nigdy mi się nie znudzi. Fryzurę należy utrwalić mocnym lakierem do włosów. I tu zaczynają się schody... Używałam dwóch różnych lakierów (Loreal i Isana), oba najmocniejsze i oba nie utrzymały dostatecznie dobrze fryzury. W pierwszym wypadku cieszyłam się lokami 1 h, a w drugim przypadku 3-4 h (swoją drogą swędziała mnie po nich głowa). Zaczęłam szukać w Internecie informacji na ten temat. Chciałam też znaleźć remedium na ten problem. Niestety, nawet posiadaczki Babyliss skarżyły się, że loki są nie trwałe. Nie jest to wina sprzętu, a naszych włosów i za słabych drogeryjnych lakierów. Jeżeli mamy ciężkie i śliskie włosy, niskoporowate, to może się okazać, że krótko się pocieszymi tymi falkami. Najlepszym rozwiązaniem wobec tego wydaje mi się zakup profesjonalnego fryzjerskiego lakieru ( koszt pewnie około 40 zł), takiego po który najczęściej sięgają fryzjerzy, gdy czeszą kobiety na wesela czy imprezy. Ja akurat takich lakierów nie znoszę, bo bardzo mocno sklejają włosy i tworzą rodzaj skorupy, ale na chwilę obecną wydaje mi się to najlepszym rozwiązaniem.
Przez długi czas zastanawiałam się czy takie wałki termiczne mogą zniszczyć włosy? I wydaje mi się, że częste ich używanie w jakimś stopniu na pewno. Ale... temperatura z jakąś się nagrzewają jest dużo niższa od tej, jaką uzyskujemy np. w prostownicy czy lokówce stożkowej. Poza tym, nie pojawia się taki charakterystyczny "dymek", który jest odparowującą się z włosa parą wodną. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi ;) Mam wrażenie, że bardziej niszczycielskie może okazać się tu utrwalenie fryzury, dlatego wybór lakieru powinien być dobrze przemyślany. Warto również pomyśleć o jakimś spreju zabezpieczającym włosy przed gorącem jeszcze przed samym użyciem wałków. Ja się nie dniach na pewno za czymś takim rozejrzę..., a może coś polecacie? Dajcie znać w komentarzu!
Ten sprzęt mam od niedawna, więc cały czas się jeszcze uczę jak nakręcać wałki, aby później te włosy były dobrze skręcone, bo mam wrażenie że popełniam parę błędów :)
Ten sprzęt mam od niedawna, więc cały czas się jeszcze uczę jak nakręcać wałki, aby później te włosy były dobrze skręcone, bo mam wrażenie że popełniam parę błędów :)
Myślę, ze ten produkt jest świetną alternatywą dla osób, które tak jak mnie, nie stać na zakup drogich, oryginalnych termoloków.
Jeżeli macie jeszcze jakieś do mnie pytania na temat tych wałków, to piszcie w komentarzach, na pewno na wszystkie odpowiem.
Skuszone?
Skuszone?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz